Podpisałeś papiery, przelałeś szampana, a na koncie pojawiła się kwota, która teoretycznie powinna zapewnić Ci spokój do końca życia. Gratulacje, wygrałeś grę. Dlaczego więc, zamiast euforii, czujesz dziwną mieszankę nudy, niepokoju i braku celu? Witaj w świecie „post-exit blues”. To zjawisko, o którym rzadko mówi się na konferencjach startupowych, a które dotyka większość founderów po sprzedaży biznesu. Adrenalina opada, telefon przestaje dzwonić co pięć minut, a Ty tracisz tożsamość „CEO tej szybko rosnącej spółki”.
Pustka po wyjściu z inwestycji (exit) jest niebezpieczna. Może prowadzić do pochopnych decyzji inwestycyjnych (tzw. dumb money) lub wielomiesięcznej stagnacji. Twoim zadaniem nie jest jednak leczenie się luksusowymi wakacjami, ale strategiczne przygotowanie do wejścia na kolejną krzywą S (S-curve) – cykl wzrostu nowego przedsięwzięcia.
W tym artykule przedstawiamy 90-dniowy plan resetu. Nie jest to czas na odpoczynek, ale na intensywną, choć niskokosztową eksplorację. Dowiesz się, jak wykorzystać dane z przeszłości, by znaleźć nisze, które wcześniej ignorowałeś. Pokażemy Ci, jak uruchomić dwa mikro projekty w celu szybkiej walidacji rynku i jak zmienić swój styl zarządzania z „dowożenia wyników” na „uczenie się”. Celem jest, abyś w 60. dniu miał jeden zwalidowany kierunek i gotowy plan dla zespołu, który uspokoi nawet najbardziej wymagających inwestorów.
Zamiast miesiącami rozważać „co dalej”, postaw pierwszy landing, odpal mikrokampanię i przekonaj się, co naprawdę działa. Bitrix24 pomoże Ci ogarnąć to wszystko: od CRM i automatyzacji, po landing page i analizę wyników. Bez zespołu i bez kodowania.
Wypróbuj Bitrix24 za darmoZanim przejdziesz do działania, musisz zrozumieć mechanizm, który Cię hamuje. Przez ostatnie lata Twój mózg funkcjonował w trybie wysokiej stymulacji. Każdy dzień przynosił pożary do gaszenia, negocjacje i decyzje o wysokiej stawce. Sprzedaż firmy to nagłe odcięcie dopaminy.
Większość founderów skleja swoją tożsamość z firmą. Kiedy firma znika (lub staje się częścią korporacji, a Ty jesteś już tylko doradcą), znika część Ciebie. Próba szybkiego załatania tej dziury poprzez natychmiastowe rozpoczęcie kolejnego „wielkiego projektu” to błąd. Działasz wtedy ze strachu przed byciem nieistotnym, a nie z rynkowej potrzeby.
Mając kapitał i czas, teoretycznie możesz robić wszystko. W praktyce – paraliżuje Cię nadmiar opcji. Bez zewnętrznych ograniczeń (brak pieniędzy, presja inwestorów), trudno o dyscyplinę. Dlatego ten 90-dniowy plan narzuca sztuczne ograniczenia. Traktuj je jak ramy, które pozwolą Ci odzyskać ostrość widzenia.
Twoim celem nie jest znalezienie „kolejnego jednorożca” w pierwszym tygodniu. Twoim celem jest odzyskanie rytmu pracy operacyjnej w warunkach niskiego ryzyka.
Pierwszy miesiąc to praca analityczna. Zamiast szukać genialnych pomysłów podczas medytacji, zajrzyj do danych, które już posiadasz (lub do których masz dostęp dzięki swojej sieci kontaktów). Twoja poprzednia firma prawdopodobnie ignorowała dziesiątki problemów klientów, bo były „zbyt małe” lub „niezgodne ze strategią”. Teraz te problemy są Twoją kopalnią złota.
Wróć do CRM-u swojej byłej firmy (jeśli masz taką możliwość) lub przeanalizuj notatki z ostatnich lat. Szukaj klientów, którym powiedzieliście „nie”. Dlaczego ich odrzuciliście?
Te „odrzuty” często definiują idealne nisze na mini projekty. Są to rynki zweryfikowane (ktoś chciał zapłacić), ale nieobsłużone przez dużych graczy.
Wykorzystaj swój status „byłego CEO”. Ludzie chętniej rozmawiają szczerze z kimś, kto już im niczego nie sprzedaje. Umów 10–15 rozmów z klientami, którzy odeszli (churn). Nie pytaj, co by kupili. Pytaj, jak radzą sobie z problemem X dzisiaj. Często okaże się, że wciąż używają Excela lub drogich, nieadekwatnych narzędzi.
W tym procesie wspomóż się technologią. Nie pisz każdego maila ręcznie. Użyj narzędzi typu CoPilot w CRM, aby wygenerować spersonalizowane wiadomości outreachowe, które nawiązują do Waszej wspólnej historii, ale jasno komunikują, że teraz szukasz nowych wyzwań i potrzebujesz ich perspektywy.
Najlepsze pomysły na nowe biznesy ukryte są w „śmietniku” pomysłów starego biznesu.

To kluczowy moment transformacji. Większość founderów po exicie spędza miesiące na tworzeniu prezentacji (pitch decków). Ty zrobisz inaczej. Uruchomisz dwa równoległe, małe projekty, które mają na celu weryfikację hipotez rynkowych w boju.
Zasada jest prosta: nie wolno Ci zatrudnić programistów ani agencji marketingowej. Musisz zbudować to sam, używając narzędzi no-code/low-code. To zmusi Cię do powrotu do korzeni (hands-on) i zrozumienia produktu.
Nie buduj gotowego produktu. Zbuduj obietnicę. Dla każdego z dwóch pomysłów stwórz profesjonalną stronę lądowania (landing page). Twoim celem jest sprawdzenie, czy rynek zareaguje na propozycję wartości (Value Proposition).
Tutaj z pomocą przychodzi kreator stron docelowych. Zamiast tracić dni na konfigurację serwerów czy walkę z wtyczkami w WordPressie, wykorzystaj wbudowany kreator, aby w jedno popołudnie postawić w pełni funkcjonalną stronę. Narzędzie to pozwala Ci:
Dzięki temu, że Landing pages są częścią większego ekosystemu, każdy lead, który wpadnie przez formularz, jest od razu gotowy do obróbki. Nie tracisz czasu na integracje, skupiasz się na copywritingu i ofercie.
Na swoich landing page’ach umieść przycisk „Kup teraz” lub „Zamów demo”. Nawet jeśli produkt nie istnieje. Mierz klikalność. Jeśli użytkownik kliknie, wyświetl komunikat: „Jesteśmy w fazie beta, zostaw e-mail, a dostaniesz dostęp jako pierwszy”. To najtańsza i najskuteczniejsza metoda weryfikacji popytu.
Jeśli nie potrafisz sprzedać obietnicy za pomocą prostej strony, nie sprzedasz też gotowego produktu po dwóch latach developmentu.
W erze przed exitem mogłeś być przyzwyczajony do strategii „wzrost za wszelką cenę”. W nowym rozdaniu, zwłaszcza na polskim i europejskim rynku, liczy się rentowność od pierwszego dnia. Zanim zainwestujesz poważne pieniądze w którykolwiek z mikro-projektów, policz ich ekonomię jednostkową.
Dla obu testowanych pomysłów stwórz prosty model w arkuszu kalkulacyjnym.
Jeśli matematyka się nie spina na etapie „serwetki” (np. koszt pozyskania leada przewyższa marżę z pierwszego roku), zabij projekt natychmiast. Masz luksus kapitału, więc możesz wybierać tylko te biznesy, które mają zdrowe fundamenty. Nie musisz już pompować wyceny dla kolejnej rundy finansowania.
Szukaj modeli z wysoką marżą brutto. Jako doświadczony przedsiębiorca wiesz, że operacje (obsługa klienta, wdrożenia) zjadają zysk. Preferuj modele produktowe (SaaS, produkty cyfrowe) nad usługowymi, chyba że usługa jest wysoce skalowalna (productized service).
Twoja intuicja jest cenna, ale twarde dane z mikrokampanii są bezcenne. Nie zakochuj się w pomyśle, zakochaj się w marży.
W tej 90-dniowej fazie standardowe metody zarządzania (jak OKR-y sprzedażowe) nie zadziałają, bo nie masz jeszcze sprzedaży. Musisz zmienić paradygmat: z zarządzania wynikami na zarządzanie uczeniem się (Validated Learning).
W swoim narzędziu do zarządzania projektami (Project management) ustawiaj cele tygodniowe w formacie pytań, a nie zadań.
Każdy piątek powinien kończyć się przeglądem: czego się nauczyliśmy? Która hipoteza została obalona? To buduje kulturę eksperymentu, która będzie kluczowa, gdy zaczniesz budować nowy zespół.
W fazie pre-seed łatwo wpaść w zachwyt nad liczbą wyświetleń strony czy lajków. To metryki próżności. Skup się na metrykach zaangażowania:
W fazie poszukiwań sukcesem jest szybkie obalenie błędnej hipotezy, a nie sztuczne utrzymywanie jej przy życiu.
Około 60. dnia powinieneś mieć jasność. Jeden z Twoich dwóch mikro-projektów prawdopodobnie radzi sobie lepiej – ma tańsze leady, żywsze reakcje rynku, lepszą ekonomię. Czas na trudną decyzję: zabij słabszy projekt. Skup całą energię na zwycięzcy.
Teraz, gdy masz kierunek, musisz przygotować grunt pod skalowanie. Inwestorzy (jeśli zdecydujesz się na kapitał zewnętrzny) i przyszli pracownicy (key hires) potrzebują pewności. Nie szukają tylko wizji, szukają struktury.
Stwórz dokument „Team Charter”, który definiuje:
Nawet jeśli planujesz bootstrapping (finansowanie własne), przygotuj firmę tak, jakbyś jutro miał mieć due diligence. Uporządkuj cap table, zadbaj o własność intelektualną (IP), spisz procesy. To dyscyplinuje myślenie. Pokazuje też potencjalnym partnerom, że to nie jest hobbystyczny projekt emerytowanego prezesa, ale poważne przedsięwzięcie biznesowe.
Profesjonalizacja na wczesnym etapie to sygnał dla rynku: „wróciłem do gry na poważnie”.

Po exicie Twoja sieć kontaktów to Twój największy aktyw, ale też największe obciążenie. Ludzie chcą się z Tobą spotykać, żeby „ogrzać się” w Twoim blasku, sprzedać Ci usługi lub prosić o inwestycję.
Bądź bezwzględny. Spotykaj się tylko z ludźmi, którzy mogą wnieść merytoryczną wartość do Twojego nowego, wybranego kierunku. Jeśli budujesz marketplace B2B dla branży budowlanej, kawa z kolegą od fintechu jest stratą czasu (na tym etapie).
Zamiast budować duży zespół, stwórz nieformalną radę doradczą. Zaproś 3–4 osoby – ekspertów w wąskich dziedzinach (np. SEO, prawo patentowe), które zweryfikują Twoje kroki. Płać im udziałami lub rynkową stawką za konsultacje. To daje Ci dostęp do kompetencji poziomu C-level bez kosztów stałych.
Twoja sieć ma pracować dla Twojego nowego celu, a nie Ty dla Twojej sieci.
Największym zaskoczeniem dla wielu founderów po exicie jest to, że stawianie mniejszych, bardziej precyzyjnych zakładów (small bets) zamiast rzucania się na głęboką wodę z wielką wizją, szybciej odbudowuje ambicję.
Dlaczego? Bo małe zwycięstwa budują impet. Kiedy widzisz, że Twój landing page w Bitrix24 generuje leady, że Twoja hipoteza o marży się sprawdza, że klienci odpisują na maile – wraca energia. Poczucie sprawstwa (agency) jest silniejszym narkotykiem niż pieniądze na koncie.
Budując w ten sposób, unikasz też wpadnięcia w pułapkę budowania firmy, której nienawidzisz, tylko dlatego, że „wypada” robić coś dużego. Masz czas, by upewnić się, że wchodzisz na drabinę przystawioną do właściwej ściany.
Przejście od „post-exit blues” do ekscytacji nową krzywą S to proces, który wymaga struktury. Nie licz na przypadek.
Oto Twoja lista kontrolna na najbliższe 90 dni:
Pamiętaj, że Twój kolejny sukces nie musi być większy od poprzedniego. Musi być mądrzejszy. Masz teraz doświadczenie i zasoby, by zbudować firmę na własnych warunkach. Wykorzystaj to.
Zamiast miesiącami rozważać „co dalej”, postaw pierwszy landing, odpal mikrokampanię i przekonaj się, co naprawdę działa. Bitrix24 pomoże Ci ogarnąć to wszystko: od CRM i automatyzacji, po landing page i analizę wyników. Bez zespołu i bez kodowania.
Wypróbuj Bitrix24 za darmoWielu founderów boi się, że jeśli ich nowy projekt okaże się niewypałem, zaszkodzi to ich renomie „skutecznego przedsiębiorcy”. Rozwiązaniem jest testowanie pod nową marką („stealth mode”) lub używanie marek-parasoli. Nie musisz podpisywać się nazwiskiem pod landing page’em testowym. Jeśli pomysł chwyci – ujawniasz się. Jeśli nie – cicho go zamykasz, a rynek nawet nie zauważy. To daje komfort eksperymentowania bez presji publicznej oceny.
Dobry cel edukacyjny musi być binarny (udało się/nie udało) i dotyczyć zachowań klientów, a nie Twojej pracy. Zły cel: „Napisać 10 maili do potencjalnych klientów”. Dobry cel: „Przeprowadzić 3 rozmowy, w których klient potwierdził, że problem X kosztuje go miesięcznie więcej niż 1000 PLN”. Taki cel zmusza Cię do wyjścia z budynku (lub zza biurka) i zderzenia się z rzeczywistością, zamiast generowania sztucznego ruchu.
Kluczem jest kontekst i wartość. Nie wysyłaj do nich spamu z prośbą o wypełnienie ankiety. Zamiast tego, podejdź do nich jak do ekspertów. „Cześć Marku, pracuję nad nowym tematem w branży Y i pamiętam, że u Ciebie to zawsze było wyzwanie. Czy mógłbym zająć Ci 15 minut, żeby zweryfikować moje założenia? Nie chcę Ci nic sprzedać”. Ludzie lubią być traktowani jako autorytety. Pamiętaj też o zasadzie wzajemności – zaoferuj im coś w zamian, np. dostęp do raportu z Twoich badań rynkowych.
Praktycznie wszystkie poza Twoim czasem.
Unikaj długoterminowych zobowiązań (umowy na 2 lata, leasingi). Twoja struktura kosztów musi być elastyczna, byś mógł w każdej chwili wykonać zwrot (pivot) bez bagażu finansowego.
To klasyczny błąd „premature scaling”. Zatrudniasz ludzi, bo wydaje Ci się, że jako CEO powinieneś zarządzać. W efekcie spędzasz czas na onboardingu i 1:1, zamiast na sprzedaży. Zasada jest prosta: zatrudnij kogoś dopiero wtedy, gdy sam nie jesteś w stanie obsłużyć napływających zamówień lub gdy proces jest tak powtarzalny, że możesz napisać do niego instrukcję (SOP). Do tego momentu Ty jesteś jednoosobowym działem sprzedaży, marketingu i produktu. To bolesne, ale konieczne, by naprawdę zrozumieć swój nowy biznes.